Nic z tych rzeczy. Nie ma mowy! Nie zostawię na niej tego naszyjnika. Skromna literka "B" jest tak samo krzykliwa jak makijaż lalki. Kupując ją wiedziałam, że będzie prawdziwym wyzwaniem zwłaszcza, że wiele osób wyrokowało mówiąc: "z tą będzie ciężko, ma strasznie brzydką twarz". No ale w końcu od czego jest Plastikowe Pogotowie...?
Co było nie tak. Poza tym co widać gołym okiem? Stan lalki nie był najlepszy i nie obiecywał powodzenia misji naprawczej. Pogryzione dłonie (takie pozostały), ten sam ząb musiał wgryźć się w twarz lalki nadając jej drapieżności. To akurat są mankamenty dające pole do popisu wyobraźni. W końcu nikt z nas nie jest idealny, każdy ma blizny i historie kryjące się za nimi. Dlaczego lalka nie miałaby mieć swoich? Ale przejdźmy do włosów... Bo włosy były tragiczne. Skołtunione, brudne, sfilcowane... Jednak już po pierwszym myciu zmieniły kolor z szarego na platynowy, co bardzo mnie zaskoczyło i zmotywowało do działania.
Co do twarzy. Ja sama również nie byłam fanką pierwotnej wersji dlatego też podjęłam się trudnego zadania, którym było przemalowanie lalki. Pędzelki odpowiedniej grubości, trochę farby i niezliczona ilość prób i popełnionych błędów. Odkąd zajmuję się lalkami wiele rzeczy robię po raz pierwszy w ogóle lub od bardzo dawna. Malowaniem lalek nie zajmowałam się nigdy wcześniej. Może nie mogę popisać się kunsztem malarskim, jednak coś w niej jest... I to mi w zupełności wystarcza. Z resztą nikt nie powiedział, że nie mogę być w tym co raz lepsza.
W efekcie lalka dostała drugą szansę na zaistnienie w zabawach jakiejś dziewczynki. Ma nowe, krótkie włosy w lekkim odcieniu różu, śliczną sukienkę zrobioną na szydełku i buciki pasujące do całości. Po metamorfozie wyrokujący (o których mówiłam wcześniej) zmienili co do niej zdanie i uznali ją za jedną z ładniejszych. Moim zdaniem piegi za tym stoją. To jeden z najbardziej dziewczęcych atutów jakie można posiadać.
Praca nad nią zajęła mi kilka dni. Tyle mniej więcej poświęciłam czasu na wygładzenie zniszczonych włosów, przycięcie ich i doprowadzenie fryzury do zadowalającej mnie formy. Jeśli chodzi o twarz, było ich co najmniej kilka. Wiem jak to brzmi jednak w założeniu miało być to dużo prostsze, w praktyce okazało się, że trzeba wiedzieć nawet to jak poprawnie używać tak cienkiego pędzelka. Rozgryzłam to z czasem i w końcu byłam w stanie namalować coś co nie straszyłoby po nocach.
Ostatnim etapem przygody z tą lalką była sesja zdjęciowa jaką zrobiłam jej zabierając ją do ogrodu. Tak naprawdę wkładam w to dużo starań. Inaczej nie odważyłabym się na publikację. Jeśli mam już coś robić, zrobię to do końca i najlepiej jak potrafię. W takie sposób daję Wam trzeci dowód na to, że nie ma sytuacji beznadziejnych.
Mimo, że nie idealna, jest zdecydowanie ładniejsza od tego, co było :-)
OdpowiedzUsuńDłonie spróbuj wsadzić do wrzątku. Nie naprawią się w 100%, ale odzyskają trochę formy.
Super! Nie wiedziałam, że da się coś w ogóle zrobić z takimi pogryzieniami. Dziękuję za wskazówkę i miłe słowa :-)
UsuńZgadzam się z poprzedniczką - teraz wygląda o wiele lepiej niż w oryginale! Nie lubię tych buziek, uważam je za najgorszy wymysł Mattela ostatnich czasów. Twoja laleczka wygląda teraz swojsko, jest kochana, skromna, miła. A wprawa w malowaniu przyjdzie sama - każdy kiedyś zaczynał. Zreszta kto powiedział, że idealna lalka ma wyglądać w określony sposób? Nie to jest ładne, co jest ładne, tylko to, co się komuś podoba. Jeśli czujesz, że powinnaś podszlifować umiejętności malarskie - ćwicz, ale rób to dla siebie, a nie dla innych. Ja bardzo to szanuję; szanuję Twój wkład, zaangażowanie i cieszę się, że tworzenie nowej lalkowej postaci daje Tobie radość - to najważniejsze w lalkowaniu. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję :-) Trochę bałam się publikacji... Internet bywa strasznym miejscem. A tu proszę... Okazuje się, że może być całkiem miło :-)
Usuń